ADIOS,ACAPULCO

Obudzilysmy sie bez euforii,zaczelo sie nerwowe pakowanie,wrzucamy rzeczy do walizek jak leca,nie ma czasu na sentymenty.Pocieszamy sie,jak to pieknie bedzie jak wrocimy do kraju.Z pakowaniem nie mam wiekszego problemu,wszystko leci na tzw.,,wrzutke".Trzeba tylko dobrze zapakowac tequile,szef barmanow polecil nam el Jimador,nawet dobry smak.Zjezdzamy na przedpodrozne sniadanie,jemy bez wiekszej checi.Okolo 13-tej ktos ma po nas przyjechac i odwiezc na lotnisko.Nad basenem bylo smutno,pare osob bez entuzjazmu wykonuje cwiczenia.Nasi znajomi animatorzy pozegnali nas pieknym tancem i spiewem,kelnerzy ustawili sie w rzedzie, a my szlysmy jak w paradzie,ochroniarze wyszli przed hotel i zasalutowali na pozegnanie.Bylysmy jedyne Polki z Europy w tym czasie,wiec dlatego nas ,,dopieszczali",poza tym zaskarbilysmy ich sympatie chyba ze wzgledu na niekonfliktowy sposob bycia - - - - - - - - - - - - -
Jadac na lotnisko podziwialysmy przepiekna panorame Acapulco,ktore jest polozone w jednej z najpiekniejszych zatok wybrzeza Pacyfiku.Nikt sie nie dziwi,ze przyjezdzaly tu hollywoodzkie gwiazdy i milionerzy od lat 40-tych XX w.Raj na ziemi w sercu tropikow. - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - Po przyjezdzie na lotnisko udalysmy sie do sali odpraw.Znalazlysmy swoje stanowisko i niestety panowie ubrani w piekne biale mundury ibiale rekawiczki kazali nam otworzyc bagaze glowne.Domyslilysmy sie dlaczego,ale mus to mus.Poukladali troche wrzuconych rzeczy,nie natrafili na to co chyba szukali,pozamykali walizy i uprzejmie odstawili do odprawy.Pelna kultura,ale nie lubie jak ktos grzebie w moich osobistych rzeczach.Odlot do Mexico City byl o 16:30,wiec mialysmy sporo czasu,zeby pomyszkowac w butikach.Zaczelam przebierac jakies breloczki(okragly,kwdratowy,podluzny itp)jakis tam kupilam.Lubie owoce suszone(marakuja,papaja,ananas)w ostrej papryce,tez zapakowalam.Lot do Mexico City przebiegl spokojnie.Na lotnisku bez problemu odnalazlysmy bramki do Frankfurtu.Oczekiwanie ok.3 godz.wiec znow na zmiane buszowalysmy w Duty Free.Po prawie godzinnym przebieraniu,kupilam trzy bransoletki z fajnych koralikow(czarna,kremowa,czerwona)oraz Chivas i Bushmills-przyda sie na imieniny.W samolocie usadowilysmy sie wygodnie,po poczestunku i kolacji postanowilysmy spac grzecznie,caly czas byla noc.Rano stewardessy obudzily na sniadanie,nie wiedzialam co sie dzieje.Sniadanko raczej mizerne,lepsze i urozmaicone bylo danie koszerne przyniesione przez stewarda.Po calkowitym przebudzeniu dowiedzialysmy sie ,ze samolot ma opoznienie i do Frankfurtu nie dolecimy na czas.Jak to teraz bedzie,przeciez mamy lot do Berlina o dalej do Szczecina?Po wylawowaniu idziemy do wyjscia tranzytowego,ochrona z psami puszcza nas(nie mamy koki)ale zeby przejsc trzeba stanac w kilometrowej kolejce.Prosimy ,zeby nas przepuscili-nic z tego.Samolot do Berlina odlecial.Turek niemiecki wyciaga moje flachy i kaze mi isc zaplacic clo,UNIA nie ma podpisanej umowy z Meksykiem,informuje mnie.Nie bede przeciez szla 3 kilometry,zeby dokonac oplat.Walnelam to do kosza i poszlysmy szukac nastepnego lotu.Odsylali nas od punktu do punktu,Grazka zdenerwowala sie i troche nawtykala Niemcowi i od razu znalazl lot i miejsca.Nawet dlugo nie czekalysmy i cale szczescie,bo mialysmy dosc tej niemieckiej,,goscinnosci".Lot do Berlina przebiegal bez zaklocen,szczesliwie wyladowalysmy i udalysmy sie do busa,ktory zawiozl nas do Szczecina.W nocy brakowalo mi huku oceanu.Ja jeszcze nastepnego dnia musialam jechac do siebie do Bydgoszczy.Po drodze zarobilam mandat,po paru dniach przyslali mi fotke.Spieszylam sie spotkac z przyjaciolmi.Gdzie dalej?Brazylia,Peru ?Okazalo sie jednak ze Sri Lanka w listopadzie.....................................

Komentarze (0)