Po wczesnym obudzeniu się o 8:00, poszłyśmy na skałki robić zdjęcia. Zmachałam się okropnie, bo słońce zaczęło mocno świecić. Fala była tak potężna, że sięgała nawet do leżaków przyhotelowych. Parę razy odpłynęły mi buty, ale udało się je uratować. Potem śniadanie, basen, meczu nie było, bo nie udało się sformułować drużyny. Lunch nie smakował nam, jesteśmy już zegustowane. Chłopcy zapraszali na show, ale my musimy iść spać ok. 19:00. Dziś w nocy jedziemy do Mexico City. Zaczyna się lekko chmurzyć, Felix jest zawiedziony, że nie umiem się zdecydować na PARASZUTA. Obsługa się prześciga w uprzejmościach i usługach w stosunku do naszych osób. Po obfitej kolacji trzeba się spakować, okazuje się, że brak mi karty pamięci do kamery ( mam w domu w aparacie ).
- -- - - - - - - -- - - - -- - - -- - - - - - - - - - - - -- - - - - - - - - - - -- -- - - - - - - - - - - - - -- -
Idziemy zamówić budzenie na 1:00 i na drugą stronę po memory stick. Pedro nie wie jaką, więc wracamy z powrotem. Bierzemy kamerę i znów na drugą stronę ulicy. Przejście przez ulicę jest dość skomplikowane, samochody pędzą, zawsze mamy szczęście, że trafiamy na policję i zatrzymuję ruch, żeby dwie białe główki przeszły, zaskarbiamy sobie sympatię otoczenia miłym sposobem bycia oraz urokiem osobistym ( to stwierdzenie cabaleros i senioras ), kupujemy pamięć, coca colę i wracamy do pokoju. Układamy się spać po 21-tej. Ok. 23:00 budzi nas telefon, pani w trzech językach przekazuję informację, z których nic nie rozumiemy. Grażka wybiera się do recepcji i okazuje się, że Andrea z Hotel Travel pomyliła godziny naszego wyjazdu. Autobus mamy o 2:00, a po nas przyjedzie transfer o 1:00. Została więc jedna godzina spania ( a niech to ). Po paru minutach snu dzwoni budzik, zamroczone ubieramy się, bierzemy co trzeba i do wyjścia